Wycenić marzenia

Kłopoty z wyceną przedsięwzięć internetowych spędzają sen z powiek analitykom i inwestorom.

Kłopoty z wyceną przedsięwzięć internetowych spędzają sen z powiek analitykom i inwestorom.

O ile bowiem określenie obecnej i przyszłej wartości tradycyjnych spółek polega na prostym porównaniu wskaźników (opartych na zyskach, przychodach czy wartości księgowej) lub szacowaniu strumieni gotówki generowanej przez spółkę, o tyle wobec firm internetowych żadna z klasycznych metod nie zdaje w pełni egzaminu.

Wartość księgowa przedsięwzięć internetowych jest zwykle niewielka, bo ich kapitał to ludzie, zysków nie ma i prędko nie będzie, a przepływy pieniężne niemal zawsze wykazują głęboki deficyt ze względu na ogromne inwestycje.

Ponieważ właściwie nikt nie wie, jak wyceniać spółki internetowe, ich kursy na giełdach są pochodną spekulacji i nastrojów inwestorów w dużo większym stopniu niż w przypadku tzw. starej gospodarki. Bieżąca, spekulacyjna wartość rynkowa dot-comów przeważnie nie ma nic wspólnego z ich wyceną fundamentalną. Stąd wzięła się między innymi niewiarygodna internetowa hossa z jesieni ubiegłego roku oraz wiosenne załamanie kursów gwiazd nowej gospodarki. Ale analitycy i inwestorzy muszą sobie jakoś radzić.

Krajowi analitycy do wyceny spółek internetowych stosują kilka metod, z których najpopularniejsze są trzy opisane poniżej. Pierwsza to metoda porównawcza, oparta na porównywaniu przedsięwzięcia z podobnymi, ale już istniejącymi na innych rynkach. Kluczowe znaczenie ma tu właściwy wybór spółek do porównań. Powinny mieć podobne strategie, sposoby działania, docelowe grupy klientów, strukturę kosztów, perspektywy wzrostu itp.

Ważne są takie czynniki jak liczba klientów (użytkowników), związane z tym przychody i udział w rynku. W odróżnieniu od spółek starej gospodarki nie ma zaś sensu przyjmować za kryteria zysku czy przepływów pieniężnych. W wypadku spółek internetowych te parametry są mylące ze względu na duże inwestycje. Ostateczna wycena powstaje przez porównanie wartości rynkowych spółek o zbliżonych parametrach. I tu kryje się największa wada metody porównawczej. W efekcie bowiem opiera się ona na wycenie rynkowej, która – jak dowodzą ostatnie wahania kursów spółek internetowych – rzadko odzwierciedla fundamentalną wartość firm, a raczej aktualne nastroje i mody na parkietach.